12 kwietnia 2015

1. Nie znam tych ludzi

Choć udało mi się przekonać McDonalda, że jestem naprawdę wyleczona, obawiałam się, tak jak mój współlokator, że nie do końca poradzę sobie na starych śmieciach. Dlatego w geście wielkiej miłości Zayn załatwił sobie praktyki razem ze mną, co graniczyło z cudem, ale udało się. Nie zdziwię się, jeśli tak naprawdę zrobił to jego wpływowy ojciec, ale nie chciałam tego roztrząsać. Po prostu będę wdzięczna losowi, że się udało. Za każdym razem będę dziękować. I to zawsze.

– Gotowa, by podbić Madryt?

Mój współlokator, Zayn, który pełnił również rolę mojego najlepszego przyjaciela pod słońcem, stanął naprzeciw mnie z butelką piwa w ręku i zanim zrobił choćby krok, wziął kolejny łyk. Na co dzień nosił tylko spodnie od dresu, które zawiązywał luźno na biodrach. Nie lubił koszulek i zawsze się ich pozbywał, gdy byliśmy sami. Nie był gejem, jednak nie przeszkadzało mi to, że mieszkamy razem. Wręcz przeciwnie. Byliśmy tą parą przyjaciół, którzy nigdy się w sobie nie zakochają, choć chodzą za rękę, często się przytulają i całują po włosach czy policzkach. Nasi znajomi, cóż, jego znajomi, zawsze zaklinali się na różne rzeczy i mówili, że kiedyś wylądujemy w jednym łóżku. Nie mogę powiedzieć, że się nie mylili. Sypiałam z Zaynem, ale nie tak, jak myśleli. Często spaliśmy razem, gdy było nam zimno lub gdy oglądaliśmy seriale. Gdy powiedziałam o tym McDonaldowi nie był zadowolony, więc postanowiłam, że na następne spotkanie przyprowadzę Zayna, by mógł się przekonać, że nasza relacja nie jest groźna. Że Zayn, tak naprawdę, był jedyną osobą, która potrafiła mnie uspokoić, gdy zaczynałam panikować z powodu Sergia.

– Spakowana, może tak powiem – stwierdziłam, wzdychając w duchu. Lot mieliśmy za pięć godzin a odprawę za trzy, więc było naprawdę ale to naprawdę dużo czasu. – Zacznij się zbierać, piękny, bo taksówka będzie za dwie godziny. Znając życie zapomnisz ładowarki do iPada albo słuchawek i będziesz potem ryczał. Sprawdź wszystko jeszcze raz, dobrze?

Kiwnął głową i biorąc kolejnego łyka wyszedł z naszego małego salonu.

Mieszkanie, w którym mieszkaliśmy w Nowym Jorku nie było duże, co nie podobało się moim rodzicom. Mieliśmy dwie sypialnie, jedną łazienkę i mały salonik, w którym spędzaliśmy najwięcej naszego wolnego czasu. Oprócz tego mieliśmy średniej wielkości kuchnię i małą garderobę, więc dokładnie wszystko, czego było nam trzeba. Kochaliśmy nasze cztery ściany.

Jednak postanowiliśmy się wyprowadzić. Ciągle stoją tu meble i niektóre książki, ponieważ mieszkanie będziemy wynajmować naszym znajomym. Dobrze je znają, więc i dobrze będą się w nim czuć, a my, gdy będziemy chcieli wrócić, będziemy mieli gdzie. Cały plan wydawał się idealny.

Sprawdzałam, czy spakowałam wszystko, około dziesięć razy na godzinę. Nie miałam co robić, a perspektywa spędzania czasu w Madrycie nie przyprawiała mnie o mdłości tylko o chwilowe zawroty głowy. Co miałam powiedzieć? Okropnie bałam się tego, że wpadnę na kogoś ze starych znajomych. I co im wtedy powiem? Cześć? A co odpowiem, gdy spytają, jak się czuję? Albo, gdy spojrzą na moje nadgarstki, całe w białych bliznach? Nie jestem dumna z tego, co robiłam, by tylko zapomnieć o swoim ukochanym. Rozstanie z Sergio zniszczyło mnie doszczętnie psychicznie i fizycznie; do takiego stopnia, że nie było dla mnie nadziei. A potem zjawił się Zayn.

– Taksówka czeka, dawaj swoje walizki! – Wpadł do pokoju, uśmiechając się promiennie.
*
Lot był cudowny. Uwielbiałam latać samolotem, ponieważ wtedy mogłam poczuć się jak mała dziewczyna, którą kiedyś byłam. Wpatrywałam się w smugi zostawione po samolotach na niebie i marzyłam, że kiedyś też będę tam, na górze, wpatrywać się w te piękne chmury. Wtedy jeszcze wierzyłam w kosmitów i w to, że Pan Jezus siedzi na chmurach, w niebie. Zazdrościłam, że ktoś już go widział w swoim Królestwie a ja – nie. Zayn przespał cały lot i obudził się dopiero około drugiej w nocy, gdy Stewardessa przygotowywała nas do lądowania. Mój przyjaciel był moim przeciwieństwem – nienawidził latać i zawsze spał. Lądowania były dla niego najgorsze, dlatego mocno ścisnęłam jego rękę, by dodać mu otuchy. Zrobił to samo.
*
Mój pierwszy krok, jaki postawiłam na płycie lotniska był bardzo ostrożny. Zayn nie naciskał i pozwolił mi wyjść ostatniej z samolotu, więc mogłam zrobić to bardzo powoli. Powietrze nie było takie same jak w Ameryce. Było tu odrobinę cieplej i prawie bezwietrznie, co w czerwcu potęgowało tylko wrażenie upału. Był wczesny ranek. Może coś około dziewiątej rano. Specjalnie wynajęty samochód miał nas zawieść prosto do szpitala, gdzie mieliśmy odbywać praktyki. Przeprawa przeszła gładko. Odzyskaliśmy nasze walizki i z kubkami gorącej kawy skierowaliśmy się na parking. Stał tam, nasz nowy, czarny samochód, lśniący i piękny. Zayn wciągnął powietrze i czule pogłaskał go po masce a ja nie siląc się na delikatność, wepchnęłam swoje walizki do bagażnika. Po chwili on zrobił to samo i sunąc palcem po lakierze wsiadł do środka.

Tak jak się spodziewałam, Madryt już od rana tętnił życiem. Zayn, który kierował naszym samochodem płynnie przystosował się do jazdy po tym mieście i w zasadzie nic nie zdradzało tego, że nie jest Hiszpanem. Naprawdę nic. Sanitas La Moraleja znajdował się w samym sercu Madrytu. Był piękny i duży, wykonany w większości ze szkła. Dyrektor tego właśnie szpitala zaproponował nam praktyki, dzięki czemu mogliśmy zacząć wkręcać się w zawód w jednym z najlepszych szpitali w Hiszpanii. To był szczyt naszych marzeń.

Zayn przez całą drogę nie odezwał się od mnie ani słowem. Nie powiem, że mi to przeszkadzało, bo było wręcz przeciwnie. To miejsce wiązało się z milionem wspomnień i on, tak samo jak ja, bał się tego, co wisiało w tym powietrzu.

– Gotowy na nowe życie? – Zagadnęłam, wysiadając z auta.

Zayn nasunął na nos okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na szpital. Chwilę tak stał, bez ruchu a potem podszedł do mnie i mnie przytulił. Ten uścisk był naprawę mocny, jednak wiedziałam, co chciał przez niego wyrazić. Kochał mnie a ja jego, a przez ten gest pokazał mi, że nie mam się, czego obawiać. Odwzajemniłam go najmocniej jak tylko umiałam. Staliśmy tak, oparci o samochód, wtuleni w siebie i podekscytowani perspektywą nowego życia. Perspektywą drugiej szansy.

Wzdrygnęłam się, gdy z jednego z samochodów zaparkowanych obok naszego wysiadł mężczyzna, który wyglądał prawie tak samo jak...

To była pomyłka. Jedna wielka pomyłka. Przyjeżdżanie tu.

Na całe moje szczęście mężczyzna nie odwrócił się w moją stronę i pomaszerował wesoło w stronę wejścia do szpitala. Nie wiem, czy chciałam się przekonać, czy to on, czy nie. Raczej nie chciałam. Chwilę później, gdy Zayn wypuścił mnie ze swoich wielkich rąk, poszliśmy w tę samą stronę, co ów człowiek. Wiedziałam, po prostu czułam, że moja wyobraźnia płata mi okropne figle. Wiedziałam, że to niemożliwe, żeby on znajdował się o tej samej godzinie, w tym samym miejscu, co ja. To było po prostu... Abstrakcyjne do granic możliwości.

Recepcjonistka, miła, starsza hiszpanka skierowała nas na ósme piętro, gdzie mieliśmy spotkać się z lekarzem, pod którego będziemy podlegać. Szpital był naprawdę nowoczesnym miejscem. Było tu pełno przestrzeni, a personel chodził uśmiechnięty i szczęśliwy. Już wtedy wiedziałam, że będę szczęśliwą stażystką i, że wszystko pójdzie dobrze.

Zatrzymaliśmy się przed gabinetem. Jedna z dwóch pielęgniarek, które stały pod drzwiami, uśmiechnęła się wdzięcznie do Zayna, wcale nie zauważając mnie. Pięknie się przedstawiła i ciągle zalotnie chichotała. Zayn jakby wyczuł moje myśli, bo objął mnie ramieniem i przyciągnął do piersi. Pielęgniarka zaszczyciła mnie spojrzeniem i podeszła jeszcze krok bliżej, po czym słodziutkim głosem oznajmiła:

– Doktor Gómez jest właśnie zajęty, ma bardzo ważne konsultacje. Jeżeli jesteście zarejestrowani, to umówcie się na inny termin.

– Tak właściwie – zaczęłam – to my tu pracujemy.

Blondynka chyba dostała lekkiego wstrząsu, bo na jej czole pojawiła się wielka zmarszczka. Przez chwilę wpatrywała się we mnie z otwartą buzią a potem zamknęła ją, czemu towarzyszył głośny mlask. Zaśmiała się nerwowo.

– Lana i Zayn, tak?

Do dziwnej wymiany zdań dołączyła druga z pielęgniarek, brunetka. Wydała się profesjonalistką, bo nie zatrzymywała wzroku na kimś dłużej niż na kilka sekund i nie śliniła się na widok Zayna.

Pokiwałam głową i podałam jej rękę, którą uścisnęła odrobinę za mocno.

– Jestem Beatriz a to Reyna. Nie zwracajcie na nią uwagi. Miło was poznać. Przewiduję owocną współpracę. Lana, ty uczysz się na kardiologa, tak? Będziesz pracować z doktorem Gómezem. A ty Zayn neurochirurgia? Będziesz pracował z doktor Tatianą Rivero, która na razie jest na urlopie, więc przez następny tydzień będziesz pod skrzydłami Zacariasa. Mam nadzieję, że się wam tu spodoba.

Mówiliśmy po Hiszpańsku. W zasadzie to ja mówiłam częściej, ponieważ znałam biernie hiszpański a Zayn umiał już dużo, jednak jeszcze nie wszystko. Uczył się pilnie i sądzę, że niedługo będzie mu już łatwiej.

W czasie, gdy Zayn rozmawiał o doktor Rivero z pielęgniarkami, z gabinetu wychylił się mój przyszły przełożony. Gdy mnie zobaczył, podszedł do mnie i uściskał mnie, całując w oba policzki.

– Mamma mia Lana! Jak miło cię w końcu poznać! A to na pewno Zayn! Wielkie nieba, ależ wy młodzi! A tak utalentowani!

Doktor Gómez emanował szczęściem i pasją. Miał na oko około czterdziestu lat i całkowicie siwe włosy, co mogło być już oznaką przedwczesnego starzenia. Był przystojny jak na swój wiek. Miał kwadratową szczękę i idealnie wykrojone usta. Był ciągle uśmiechnięty i miał kolczyk w uchu.

– Witam doktorze Zacariasie! Miło pana poznać. Dopiero przylecieliśmy i chcieliśmy się tylko zameldować. Zaczynamy od jutra tak?

Zacarias podrapał się po koziej bródce i spojrzał przelotnie na drzwi swojego gabinetu.

– W zasadzie to... Chciałbym, żebyś kogoś poznała, jeśli masz jeszcze jakieś pół godziny, co? Będziemy się z nimi spotykać przez czas twojego stażu i to oni będą naszymi głównymi pacjentami. Przeprowadzam na nich swoisty eksperyment. Mount Everest mojej kariery. To tylko dwójka z nich, ale naprawdę szkoda was sobie nie przedstawić. Co ty na to? Zayn?

Spojrzałam na swojego przyjaciela i uśmiechnęłam się do niego. Wiedziałam, że jest zmęczony i chciałby iść spać, jednak to tylko pół godziny i nowe znajomości, więc, jak powiedział mój przełożony: szkoda byłoby nie skorzystać z okazji.

Kiwnęłam głową na znak zgody za nas obydwoje i weszłam do środka. Gabinet był dość duży i przestronny. Po przeciwnej stronie okno zajmowało całą powierzchnię ściany i miało piękną panoramę ponad parking. Było w nim jasno i przyjemnie. W każdym kącie czaiły się piękne bukiety kwiatów a całe pomieszczenie tworzyło przytulną atmosferę. Czuło się tam jak u siebie w domu.

Przy obszernym, białym biurku stojącym w centralnym punkcie gabinetu siedziało dwóch mężczyzn. Jeden był prawie łysy i dosyć wysoki. Miał równie krótką brodę po bokach i, choć odwrócony do mnie plecami, w skórzanej kurtce, przypominał mi kogoś.

Drugi, o trochę ciemniejszej karnacji wyglądał jak mężczyzna, którego widziałam przed budynkiem. Miał na sobie białą koszulę wpuszczoną luźno w spodnie i ciut dłuższe włosy.

Zayn, o wiele wyższy ode mnie, objął mnie ramieniem w tej samej chwili, gdy mężczyźni wstali i odwrócili się w naszą stronę. Z wielkim uśmiechem na ustach chciałam ich przywitać.

Wciągnęłam głośno powietrze. To nie mogła być prawda.

Trzy metry ode mnie, z krwi i kości, stał Karim Benzema. Bałam się przenieść wzroku na jego towarzysza, bo dobrze wiedziałam, kogo oczy spotkam.

Sergio.

Zayn zakrztusił się powietrzem i potrzebował chwili, by się uspokoić.

Owładnęła mną nicość. Tylko ja i on.

Cała ta sytuacja wydawała się dziwnie śmieszna.

– Lana? – Usłyszałam znajomy głos.

Spojrzałam prosto na niego, wykrzywiając drwiąco wargi.

Nie było już między nami chemii, nie przeskakiwały iskierki pożądania. Byliśmy dla siebie zupełnie obcymi ludźmi, którzy mogli zobaczyć się w restauracji i wymienić spojrzeniem. Nie liczyliśmy się dla siebie. On nie liczył się dla mnie.

Serce biło mi szybko tylko dlatego, że przypominałam sobie wspólnie spędzone chwile. I to, jak okropnie mnie potraktował, gdy ze mną zrywał. Zrobił to bez mrugnięcia okiem. Bez przepraszam. Bez bądźmy przyjaciółmi.

Prawda była taka, że już nie byłam tą samą dziewczyną, którą znał. Terapia, przyjaciele, rodzina – oni wszyscy mnie zmienili. Nie byłam już taka sama. Byłam silną kobietą, która już nigdy nie da mu się zwieść. Ani jemu, ani nikomu innemu. Nigdy.

Sergio wyglądał na zszokowanego i zniesmaczonego, czego nie mogłam powiedzieć o Karimie. Uśmiechnął się od ucha do ucha i brakowało chwili, by rzucił się na powitanie. Nieznacznie pokręciłam głową. Zrozumiał, co chciałam mu powiedzieć, bo naraz się uspokoił.

– To panowie znają Lanę i Zayna? Ależ się cieszę! Będzie nam o wiele łatwiej współpracować!

– Nie znam tych ludzi – powiedziałam, spoglądając na doktora Gómeza, lekko się uśmiechając. – Musieli mnie z kimś pomylić. Przepraszam, doktorze, ale jestem naprawdę zmęczona po długim locie. Stawię się jutro z samego rana, teraz naprawdę padamy z nóg. Nie spaliśmy całą noc. Do widzenia, doktorze Gómez! Do widzenia panom.

I naprawdę zadowolona z siebie wyszłam najpierw z gabinetu, a potem z budynku. Zatrzymałam się dopiero przy samochodzie, gdzie przez chwilę musiałam poczekać na Zayna. Gdy przyszedł, znów mocno mnie przytulił i oparł o drzwi samochodu. Nie wiedziałam, czy robił dobrze. Gdzieś w środku chciałam, by Sergio zobaczył tę sytuację, by poczuł się choć odrobinę zazdrosny. By zorientował się, co stracił. By cierpiał.

– Hej, Lana, nie przeszkadzam? – Przede mną, jakby spod ziemi wyrósł Benzema. Miał na sobie skórzaną kurtkę i koszulkę polo. Stanął kilka kroków od nas i miał w sobie tyle taktu, że udał zakłopotanie. Podrapał się po karku a gdy Zayn na dobre się ode mnie oderwał, podszedł krok bliżej.

– Cześć, jestem Zayn. – Mój przyjaciel podał rękę piłkarzowi i powiedział trochę ciszej – Jest trochę roztrzęsiona, sam rozumiesz.

Na dźwięk tych słów jakby oprzytomniałam.

– Cześć, Karim! – Powiedziałam trochę za słodko i nieudolnie go przytuliłam.

– Lana, och, jak miło cię widzieć! – Odwzajemnił mój uścisk trochę mocniej i podniósł mnie ponad ziemię. – Dopiero przyjechałaś, co? Ale numer! Chcę zobaczyć miny chłopaków jak im powiem, że jesteś w Madrycie! Oszaleją! Tak bardzo za tobą tęskniliśmy.

– Ona za wami wręcz przeciwnie – warknął Zayn, zaciskając dłonie w pięści. Spoglądał na Karima spode łba.

– Jeśli możesz, proszę, nie mów innym, że tu jestem. Wolę to zostawić dla siebie.

Uśmiech z twarzy Karima spełz bardzo szybko. Podrapał się po głowie.

– Nie wiem, czy będzie to możliwe, biorąc pod uwagę, że będziesz z nami pracować przez jakiś czas.

– To jeszcze zobaczymy.

Zayn był bardziej zły ode mnie. Jeszcze nie wiedziałam, jakie stanowisko przyjmę w tej sytuacji. Sergio już dla mnie nie istniał, co innego reszta drużyny. Naprawdę się za nimi stęskniłam i chciałabym się z nimi spotykać, przyjaźnić. Chciałabym być częścią ich życia.

– Zayn, naprawdę nie musisz być taki uszczypliwy. Karim nic złego mi nie zrobił.

– Ale jego kumpel wręcz przeciwnie....

– Dobrze wiesz – ciągnęłam – że Sergia nie ma już w moim życiu. Naprawdę nie musisz traktować mnie jak dziecko, uwierz. Karim, co do ciebie, to naprawdę miło mi cię widzieć. Jeśli chcesz, to mogę dać ci mój numer i rozdasz go chłopakom, będziemy w kontakcie, może wyskoczymy na jakiś lunch czy coś, co ty na to? – Gdy kiwnął głową na znak zgody, kontynuowałam. – My teraz musimy jechać, jesteśmy padnięci i nierozlokowani w nowym mieszkaniu. Trzymaj, to mój numer. Do miłego zobaczenia, Karimie.

I podając mu karteczkę z moim numerem, wsiadłam do samochodu. Zayn zrobił to po chwili. Pomachałam Karimowi i ruszyliśmy przed siebie. Poranek był bardzo... Ciekawy.

Przy wyjeździe z parkingu mignęły mi jasne oczy Sergio, który spojrzał na nasz samochód znad zapalonego papierosa. Uśmiechnęłam się do niego.

Byłam z siebie dumna, przeogromnie dumna. Przeżyłam nasze pierwsze spotkanie bardzo dzielnie. Bez łez i histerii. I oby było tak zawsze.