Mój terapeuta, pan McDonald, którego niekonwencjonalne metody
pomocy ludziom znane są na całym świecie, usiadł przede mną w krwistym
garniturze i zamaszystym gestem założył sobie nogę na nogę. Jego przyjazny
uśmiech skrywał więcej, niż ciekawą duszę i potężny umysł. Szare oczy śmiały
się do mnie, choć mogłabym przysiąc, że raczej ze mnie, co nie uciekało mojej
uwadze za każdym razem, gdy zajmowałam jedną z najwygodniejszych kanap, na
jakiej kiedykolwiek w swoim życiu siedziałam. McDonald cmoknął głośno i chciał
chwycić swój tablet, choć w połowie zrezygnował i zabrał swoją rękę z powrotem.
Robił tak za każdym razem, a potem mówił:
– Twoja historia jest tak ciekawa, że znam ją na pamięć i nie
potrzebuję notatek.
Zawsze wtedy wzdychałam.
– Czyli przyszłaś tu do mnie, ponieważ jutro wyjeżdżasz i
chcesz się ze mną pożegnać? To naprawdę miłe z twojej strony, Lana.
Dokładnie. Kiwnęłam głową.
– Pożegnalną sesję miałem zaplanowaną daleko daleko w
przyszłości, ponieważ twoja terapia nie została zakończona, jednak rozumiem
powody, dla których wyjeżdżasz, więc pozwolę ci to zrobić. Chcę jednak
roztrząsnąć twoją historię na nowo i nie wypuszczę cie stąd, dopóki nie
pogodzisz się z nią na nowo.
I nic więcej nie dodając, złapał za pilot leżący przed nim i
zamknął drzwi elektryczne jednym przyciśnięciem niebieskiego guzika.
Gdy wspominałam o niekonwencjonalnych metodach terapii
McDonalda miałam na myśli serię dziwactw, których ten człowiek się dopuszcza.
Pierwszą z nich jest zamykanie się z pacjentami w swoim gabinecie i nie
wypuszczanie ich, póki nie doją do pewnych wniosków lub mu czegoś nie powiedzą.
Drugą z nich było to, że prawe wcale nie mówił tylko pozwalał nam, pacjentom,
wylewać swoje smutki, żale, tajemnice, wspomnienia i troski na jego dywan.
Czasem dosłownie, bo tam właśnie kończyliśmy, my, pacjenci, gdy czegoś nie
chcieliśmy powiedzieć. Po prostu ciągnął nas na środek dywaniku, jakby za karę,
i wymuszał z nas wyznania. To był naprawdę ciekawy człowiek.
– Mam opowiadać? – Spytałam, znając jego metody naprawdę
dobrze. – No, więc... Zaczęło się od tego, że przeprowadziłam się do Madrytu,
stąd, z Nowego Jorku, by rozpocząć studia na tamtejszej uczelni medycznej.
Pewnego dnia poszłam z koleżanką z roku na mecz Realu, ponieważ trudno było nie
skorzystać z okazji i po meczu, w naprawdę komicznej sytuacji poznałam drużynę.
Naprawdę... Zna pan tę historię na pamięć. Proszę pozwolić mi tego nie
opowiadać...
Nic nie odpowiedział, co znaczyło, że mam mówić dalej.
Naprawdę tego nie chciałam.
– Polubiłam kilkoro z nich i jakoś okazywało się, że ciągle
na siebie wpadamy. A to w sklepie, a to na ulicy. Umówiłam się z Sergio Ramosem
i po kilku randkach zaczęliśmy się spotykać. Był czarujący i powoli się w nim
zakochiwałam. Na drugim roku studiów miałam za przyjaciół całą drużynę Realu
Madryt i byłam szczęśliwa. Pewnego dnia bez podania powodu Sergio zerwał ze mną
i urwał kontakt. Nie potrafiłam się po tym zebrać, zawaliłam studia, miałam
myśli samobójcze i doszło do tego, że rodzice zabrali mnie stamtąd. Wróciłam
tutaj gdzie zaczęłam się leczyć. Pogodziłam się z tą sytuacją.
McDonald nadal był cicho, więc musiałam coś pominąć.
Westchnęłam.
– Ramos przestał dla mnie istnieć około rok temu, gdy
skończyłam drugi z czterech dwuletnich etapów leczenia u doktora McDonalda. – Westchnęłam, po czym dodałam. –
Pogodziłam się z całą sytuacją i jestem w stanie wrócić do Madrytu i żyć
normalnie, nawet, jeśli znów spotkam Ramosa na swojej drodze. Razem ze mną wraca Zayn, który również będzie odbywał praktyki w szpitalu. Sądzę, że będzie mnie wspierał, ponieważ jest dla mnie jak brat.
Klasnął trzy razy i spojrzał na mnie.
– Będzie trudno, ale dasz sobie radę.
Brzmi dobrze. I choć to Real, to to jednak Ramos, więc zostanę, ;)
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, mam nadzieję, że Ramos miał jakiś dobry powód na zerwanie kontaktu z Laną. Jedynie to go może rozgrzeszyć z (prawie) zniszczenia jej życia.
Bardzo miło czytać twoje słowa, tym bardziej, że jesteś moją pierwszą czytelniczką i jestem taka podekscytowana! To, czy Sergio miał dobry powód... Na tę informację będzie trzeba trochę poczekać, ponieważ nie chcę tego zbyt wcześnie pokazywać. Ale to się jeszcze w sumie zobaczy! Dziękuję za ten komentarz!
UsuńZareklamowałaś się na moim blogu, ale nie zostawiłaś linku do bloga, więc odnalazłam Cię przez profil google. Najpierw blog nie istniał, ale coś się w końcu pojawiło i bardzo się cieszę. Nie jestem wielką fanką Realu, bo przyznam, że wolę Atletico. Mniejsza z tym. Sergio kiedyś zdobył nieco mojej sympatii, więc chętnie poczytam. W ogóle chętnie czytam opowiadania o piłkarzach. Rozgadałam się. Nvm.
OdpowiedzUsuńSzablon ładny, prosty, ale naprawdę przyjemny dla oka. Poza tym zakładka "bohaterowie" super. Te krótkie opisy mówią niby nic, a jednak wiele. Nieźle.
Co do samego prologu - trzyma poziom. Naprawdę dobra robota. Historia mnie zaciekawiła, bo patrząc na bohaterów będzie ciekawie...
Pozdrawiam.
P.S.
Będzie Karim, będę i ja :P :3
Btw. Dodaję do linków.
http://rekla-mufka.blogspot.com/
Przepraszam za to roztargnienie z linkiem. Jesteś moją wielką idolką i musiałam to jakoś pominąć. Dziękuję za te słowa, które naprawdę wiele wiele wiele dla mnie znaczą! Bohaterów mam zamiar jeszcze ogarnąć w przyszłości, coś tam dodam i w ogóle. Naprawdę sądzisz że to trzyma poziom? Wow! Nie byłam na "tak" z tym prologiem ale jakoś uznałam, że go dodam. Dziękuję pięknie jeszcze raz i mogę obiecać, że Karima będzie dość dużo już w pierwszym rozdziale!
Usuń"Wielką idolką"? Przepraszam, że jak?
UsuńI czekam na Karima. :)
35 yrs old Account Coordinator Dolph Jesteco, hailing from Cowansville enjoys watching movies like "Corrina, Corrina" and Embroidery. Took a trip to Historic Area of Willemstad and drives a De Dion, Bouton et Trépardoux Dos-à -Dos Steam Runabout "La Marquise". idz teraz
OdpowiedzUsuń