Choć udało mi się przekonać McDonalda, że jestem naprawdę
wyleczona, obawiałam się, tak jak mój współlokator, że nie do końca poradzę
sobie na starych śmieciach. Dlatego w geście wielkiej miłości Zayn załatwił
sobie praktyki razem ze mną, co graniczyło z cudem, ale udało się. Nie zdziwię
się, jeśli tak naprawdę zrobił to jego wpływowy ojciec, ale nie chciałam tego
roztrząsać. Po prostu będę wdzięczna losowi, że się udało. Za każdym razem będę
dziękować. I to zawsze.
– Gotowa, by podbić Madryt?
Mój współlokator, Zayn, który pełnił również rolę mojego
najlepszego przyjaciela pod słońcem, stanął naprzeciw mnie z butelką piwa w
ręku i zanim zrobił choćby krok, wziął kolejny łyk. Na co dzień nosił tylko
spodnie od dresu, które zawiązywał luźno na biodrach. Nie lubił koszulek i
zawsze się ich pozbywał, gdy byliśmy sami. Nie był gejem, jednak nie
przeszkadzało mi to, że mieszkamy razem. Wręcz przeciwnie. Byliśmy tą parą
przyjaciół, którzy nigdy się w sobie nie zakochają, choć chodzą za rękę, często
się przytulają i całują po włosach czy policzkach. Nasi znajomi, cóż, jego
znajomi, zawsze zaklinali się na różne rzeczy i mówili, że kiedyś wylądujemy w
jednym łóżku. Nie mogę powiedzieć, że się nie mylili. Sypiałam z Zaynem, ale
nie tak, jak myśleli. Często spaliśmy razem, gdy było nam zimno lub gdy
oglądaliśmy seriale. Gdy powiedziałam o tym McDonaldowi nie był zadowolony,
więc postanowiłam, że na następne spotkanie przyprowadzę Zayna, by mógł się
przekonać, że nasza relacja nie jest groźna. Że Zayn, tak naprawdę, był jedyną
osobą, która potrafiła mnie uspokoić, gdy zaczynałam panikować z powodu Sergia.
– Spakowana, może tak powiem – stwierdziłam, wzdychając w
duchu. Lot mieliśmy za pięć godzin a odprawę za trzy, więc było naprawdę ale to naprawdę dużo
czasu. – Zacznij się zbierać, piękny, bo taksówka będzie za dwie godziny.
Znając życie zapomnisz ładowarki do iPada albo słuchawek i będziesz potem
ryczał. Sprawdź wszystko jeszcze raz, dobrze?
Kiwnął głową i biorąc kolejnego łyka wyszedł z naszego
małego salonu.
Mieszkanie, w którym mieszkaliśmy w Nowym Jorku nie było
duże, co nie podobało się moim rodzicom. Mieliśmy dwie sypialnie, jedną
łazienkę i mały salonik, w którym spędzaliśmy najwięcej naszego wolnego czasu.
Oprócz tego mieliśmy średniej wielkości kuchnię i małą garderobę, więc
dokładnie wszystko, czego było nam trzeba. Kochaliśmy nasze cztery ściany.
Jednak postanowiliśmy się wyprowadzić. Ciągle stoją tu meble
i niektóre książki, ponieważ mieszkanie będziemy wynajmować naszym znajomym.
Dobrze je znają, więc i dobrze będą się w nim czuć, a my, gdy będziemy chcieli
wrócić, będziemy mieli gdzie. Cały plan wydawał się idealny.
Sprawdzałam, czy spakowałam wszystko, około dziesięć razy na
godzinę. Nie miałam co robić, a perspektywa spędzania czasu w Madrycie nie
przyprawiała mnie o mdłości tylko o chwilowe zawroty głowy. Co miałam
powiedzieć? Okropnie bałam się tego, że wpadnę na kogoś ze starych znajomych. I
co im wtedy powiem? Cześć? A co odpowiem, gdy spytają, jak się czuję? Albo, gdy
spojrzą na moje nadgarstki, całe w białych bliznach? Nie jestem dumna z tego,
co robiłam, by tylko zapomnieć o swoim ukochanym. Rozstanie z Sergio zniszczyło
mnie doszczętnie psychicznie i fizycznie; do takiego stopnia, że nie było dla
mnie nadziei. A potem zjawił się Zayn.
– Taksówka czeka, dawaj swoje walizki! – Wpadł do pokoju,
uśmiechając się promiennie.
*
Lot był cudowny. Uwielbiałam latać samolotem, ponieważ wtedy
mogłam poczuć się jak mała dziewczyna, którą kiedyś byłam. Wpatrywałam się w
smugi zostawione po samolotach na niebie i marzyłam, że kiedyś też będę tam, na
górze, wpatrywać się w te piękne chmury. Wtedy jeszcze wierzyłam w kosmitów i w
to, że Pan Jezus siedzi na chmurach, w niebie. Zazdrościłam, że ktoś już go
widział w swoim Królestwie a ja – nie. Zayn przespał cały lot i obudził się
dopiero około drugiej w nocy, gdy Stewardessa przygotowywała nas do lądowania.
Mój przyjaciel był moim przeciwieństwem – nienawidził latać i zawsze spał.
Lądowania były dla niego najgorsze, dlatego mocno ścisnęłam jego rękę, by dodać
mu otuchy. Zrobił to samo.
*
Mój pierwszy krok, jaki postawiłam na płycie lotniska był
bardzo ostrożny. Zayn nie naciskał i pozwolił mi wyjść ostatniej z samolotu,
więc mogłam zrobić to bardzo powoli. Powietrze nie było takie same jak w
Ameryce. Było tu odrobinę cieplej i prawie bezwietrznie, co w czerwcu
potęgowało tylko wrażenie upału. Był wczesny ranek. Może coś około dziewiątej
rano. Specjalnie wynajęty samochód miał nas zawieść prosto do szpitala, gdzie
mieliśmy odbywać praktyki. Przeprawa przeszła gładko. Odzyskaliśmy nasze
walizki i z kubkami gorącej kawy skierowaliśmy się na parking. Stał tam, nasz nowy,
czarny samochód, lśniący i piękny. Zayn wciągnął powietrze i czule pogłaskał go
po masce a ja nie siląc się na delikatność, wepchnęłam swoje walizki do
bagażnika. Po chwili on zrobił to samo i sunąc palcem po lakierze wsiadł do
środka.
Tak jak się spodziewałam, Madryt już od rana tętnił życiem.
Zayn, który kierował naszym samochodem płynnie przystosował się do jazdy po tym
mieście i w zasadzie nic nie zdradzało tego, że nie jest Hiszpanem. Naprawdę
nic. Sanitas La Moraleja znajdował się w samym sercu Madrytu. Był piękny i
duży, wykonany w większości ze szkła. Dyrektor tego właśnie szpitala
zaproponował nam praktyki, dzięki czemu mogliśmy zacząć wkręcać się w zawód w
jednym z najlepszych szpitali w Hiszpanii. To był szczyt naszych marzeń.
Zayn przez całą drogę nie odezwał się od mnie ani słowem.
Nie powiem, że mi to przeszkadzało, bo było wręcz przeciwnie. To miejsce
wiązało się z milionem wspomnień i on, tak samo jak ja, bał się tego, co
wisiało w tym powietrzu.
– Gotowy na nowe życie? – Zagadnęłam, wysiadając z auta.
Zayn nasunął na nos okulary przeciwsłoneczne i spojrzał na
szpital. Chwilę tak stał, bez ruchu a potem podszedł do mnie i mnie przytulił.
Ten uścisk był naprawę mocny, jednak wiedziałam, co chciał przez niego wyrazić.
Kochał mnie a ja jego, a przez ten gest pokazał mi, że nie mam się, czego
obawiać. Odwzajemniłam go najmocniej jak tylko umiałam. Staliśmy tak, oparci o
samochód, wtuleni w siebie i podekscytowani perspektywą nowego życia.
Perspektywą drugiej szansy.
Wzdrygnęłam się, gdy z jednego z samochodów zaparkowanych
obok naszego wysiadł mężczyzna, który wyglądał prawie tak samo jak...
To była pomyłka. Jedna wielka pomyłka. Przyjeżdżanie tu.
Na całe moje szczęście mężczyzna nie odwrócił się w moją
stronę i pomaszerował wesoło w stronę wejścia do szpitala. Nie wiem, czy
chciałam się przekonać, czy to on, czy nie. Raczej nie chciałam. Chwilę
później, gdy Zayn wypuścił mnie ze swoich wielkich rąk, poszliśmy w tę samą
stronę, co ów człowiek. Wiedziałam, po prostu czułam, że moja wyobraźnia płata
mi okropne figle. Wiedziałam, że to niemożliwe, żeby on znajdował się o tej
samej godzinie, w tym samym miejscu, co ja. To było po prostu... Abstrakcyjne
do granic możliwości.
Recepcjonistka, miła, starsza hiszpanka skierowała nas na
ósme piętro, gdzie mieliśmy spotkać się z lekarzem, pod którego będziemy
podlegać. Szpital był naprawdę nowoczesnym miejscem. Było tu pełno przestrzeni,
a personel chodził uśmiechnięty i szczęśliwy. Już wtedy wiedziałam, że będę
szczęśliwą stażystką i, że wszystko pójdzie dobrze.
Zatrzymaliśmy się przed gabinetem. Jedna z dwóch
pielęgniarek, które stały pod drzwiami, uśmiechnęła się wdzięcznie do Zayna,
wcale nie zauważając mnie. Pięknie się przedstawiła i ciągle zalotnie
chichotała. Zayn jakby wyczuł moje myśli, bo objął mnie ramieniem i przyciągnął
do piersi. Pielęgniarka zaszczyciła mnie spojrzeniem i podeszła jeszcze krok
bliżej, po czym słodziutkim głosem oznajmiła:
– Doktor Gómez jest właśnie zajęty, ma bardzo ważne
konsultacje. Jeżeli jesteście zarejestrowani, to umówcie się na inny termin.
– Tak właściwie – zaczęłam – to my tu pracujemy.
Blondynka chyba dostała lekkiego wstrząsu, bo na jej czole
pojawiła się wielka zmarszczka. Przez chwilę wpatrywała się we mnie z otwartą
buzią a potem zamknęła ją, czemu towarzyszył głośny mlask. Zaśmiała się
nerwowo.
– Lana i Zayn, tak?
Do dziwnej wymiany zdań dołączyła druga z pielęgniarek,
brunetka. Wydała się profesjonalistką, bo nie zatrzymywała wzroku na kimś
dłużej niż na kilka sekund i nie śliniła się na widok Zayna.
Pokiwałam głową i podałam jej rękę, którą uścisnęła odrobinę
za mocno.
– Jestem Beatriz a to Reyna. Nie zwracajcie na nią uwagi.
Miło was poznać. Przewiduję owocną współpracę. Lana, ty uczysz się na
kardiologa, tak? Będziesz pracować z doktorem Gómezem. A ty Zayn
neurochirurgia? Będziesz pracował z doktor Tatianą Rivero, która na razie jest
na urlopie, więc przez następny tydzień będziesz pod skrzydłami Zacariasa. Mam
nadzieję, że się wam tu spodoba.
Mówiliśmy po Hiszpańsku. W zasadzie to ja mówiłam częściej,
ponieważ znałam biernie hiszpański a Zayn umiał już dużo, jednak jeszcze nie
wszystko. Uczył się pilnie i sądzę, że niedługo będzie mu już łatwiej.
W czasie, gdy Zayn rozmawiał o doktor Rivero z
pielęgniarkami, z gabinetu wychylił się mój przyszły przełożony. Gdy mnie
zobaczył, podszedł do mnie i uściskał mnie, całując w oba policzki.
– Mamma mia Lana! Jak miło cię w końcu poznać! A to na pewno
Zayn! Wielkie nieba, ależ wy młodzi! A tak utalentowani!
Doktor Gómez emanował szczęściem i pasją. Miał na oko około
czterdziestu lat i całkowicie siwe włosy, co mogło być już oznaką
przedwczesnego starzenia. Był przystojny jak na swój wiek. Miał kwadratową
szczękę i idealnie wykrojone usta. Był ciągle uśmiechnięty i miał kolczyk w
uchu.
– Witam doktorze Zacariasie! Miło pana poznać. Dopiero
przylecieliśmy i chcieliśmy się tylko zameldować. Zaczynamy od jutra tak?
Zacarias podrapał się po koziej bródce i spojrzał przelotnie
na drzwi swojego gabinetu.
– W zasadzie to... Chciałbym, żebyś kogoś poznała, jeśli
masz jeszcze jakieś pół godziny, co? Będziemy się z nimi spotykać przez czas
twojego stażu i to oni będą naszymi głównymi pacjentami. Przeprowadzam na nich
swoisty eksperyment. Mount Everest mojej kariery. To tylko dwójka z nich, ale
naprawdę szkoda was sobie nie przedstawić. Co ty na to? Zayn?
Spojrzałam na swojego przyjaciela i uśmiechnęłam się do
niego. Wiedziałam, że jest zmęczony i chciałby iść spać, jednak to tylko pół
godziny i nowe znajomości, więc, jak powiedział mój przełożony: szkoda byłoby
nie skorzystać z okazji.
Kiwnęłam głową na znak zgody za nas obydwoje i weszłam do
środka. Gabinet był dość duży i przestronny. Po przeciwnej stronie okno
zajmowało całą powierzchnię ściany i miało piękną panoramę ponad parking. Było
w nim jasno i przyjemnie. W każdym kącie czaiły się piękne bukiety kwiatów a
całe pomieszczenie tworzyło przytulną atmosferę. Czuło się tam jak u siebie w
domu.
Przy obszernym, białym biurku stojącym w centralnym punkcie
gabinetu siedziało dwóch mężczyzn. Jeden był prawie łysy i dosyć wysoki. Miał
równie krótką brodę po bokach i, choć odwrócony do mnie plecami, w skórzanej
kurtce, przypominał mi kogoś.
Drugi, o trochę ciemniejszej karnacji wyglądał jak
mężczyzna, którego widziałam przed budynkiem. Miał na sobie białą koszulę
wpuszczoną luźno w spodnie i ciut dłuższe włosy.
Zayn, o wiele wyższy ode mnie, objął mnie ramieniem w tej
samej chwili, gdy mężczyźni wstali i odwrócili się w naszą stronę. Z wielkim
uśmiechem na ustach chciałam ich przywitać.
Wciągnęłam głośno powietrze. To nie mogła być prawda.
Trzy metry ode mnie, z krwi i kości, stał Karim Benzema.
Bałam się przenieść wzroku na jego towarzysza, bo dobrze wiedziałam, kogo oczy
spotkam.
Sergio.
Zayn zakrztusił się powietrzem i potrzebował chwili, by się
uspokoić.
Owładnęła mną nicość. Tylko ja i on.
Cała ta sytuacja wydawała się dziwnie śmieszna.
– Lana? – Usłyszałam znajomy głos.
Spojrzałam prosto na niego, wykrzywiając drwiąco wargi.
Nie było już między nami chemii, nie przeskakiwały iskierki
pożądania. Byliśmy dla siebie zupełnie obcymi ludźmi, którzy mogli zobaczyć się
w restauracji i wymienić spojrzeniem. Nie liczyliśmy się dla siebie. On nie
liczył się dla mnie.
Serce biło mi szybko tylko dlatego, że przypominałam sobie
wspólnie spędzone chwile. I to, jak okropnie mnie potraktował, gdy ze mną
zrywał. Zrobił to bez mrugnięcia okiem. Bez przepraszam. Bez bądźmy
przyjaciółmi.
Prawda była taka, że już nie byłam tą samą dziewczyną, którą
znał. Terapia, przyjaciele, rodzina – oni wszyscy mnie zmienili. Nie byłam już
taka sama. Byłam silną kobietą, która już nigdy nie da mu się zwieść. Ani jemu,
ani nikomu innemu. Nigdy.
Sergio wyglądał na zszokowanego i zniesmaczonego, czego nie
mogłam powiedzieć o Karimie. Uśmiechnął się od ucha do ucha i brakowało chwili,
by rzucił się na powitanie. Nieznacznie pokręciłam głową. Zrozumiał, co
chciałam mu powiedzieć, bo naraz się uspokoił.
– To panowie znają Lanę i Zayna? Ależ się cieszę! Będzie nam
o wiele łatwiej współpracować!
– Nie znam tych ludzi – powiedziałam, spoglądając na doktora
Gómeza, lekko się uśmiechając. – Musieli mnie z kimś pomylić. Przepraszam,
doktorze, ale jestem naprawdę zmęczona po długim locie. Stawię się jutro z
samego rana, teraz naprawdę padamy z nóg. Nie spaliśmy całą noc. Do widzenia,
doktorze Gómez! Do widzenia panom.
I naprawdę zadowolona z siebie wyszłam najpierw z gabinetu,
a potem z budynku. Zatrzymałam się dopiero przy samochodzie, gdzie przez chwilę
musiałam poczekać na Zayna. Gdy przyszedł, znów mocno mnie przytulił i oparł o
drzwi samochodu. Nie wiedziałam, czy robił dobrze. Gdzieś w środku chciałam, by Sergio zobaczył tę sytuację, by poczuł się choć odrobinę zazdrosny. By zorientował
się, co stracił. By cierpiał.
– Hej, Lana, nie przeszkadzam? – Przede mną, jakby spod
ziemi wyrósł Benzema. Miał na sobie skórzaną kurtkę i koszulkę polo. Stanął
kilka kroków od nas i miał w sobie tyle taktu, że udał zakłopotanie. Podrapał
się po karku a gdy Zayn na dobre się ode mnie oderwał, podszedł krok bliżej.
– Cześć, jestem Zayn. – Mój przyjaciel podał rękę piłkarzowi
i powiedział trochę ciszej – Jest trochę roztrzęsiona, sam rozumiesz.
Na dźwięk tych słów jakby oprzytomniałam.
– Cześć, Karim! – Powiedziałam trochę za słodko i nieudolnie
go przytuliłam.
– Lana, och, jak miło cię widzieć! – Odwzajemnił mój uścisk
trochę mocniej i podniósł mnie ponad ziemię. – Dopiero przyjechałaś, co? Ale
numer! Chcę zobaczyć miny chłopaków jak im powiem, że jesteś w Madrycie!
Oszaleją! Tak bardzo za tobą tęskniliśmy.
– Ona za wami wręcz przeciwnie – warknął Zayn, zaciskając
dłonie w pięści. Spoglądał na Karima spode łba.
– Jeśli możesz, proszę, nie mów innym, że tu jestem. Wolę to
zostawić dla siebie.
Uśmiech z twarzy Karima spełz bardzo szybko. Podrapał się po
głowie.
– Nie wiem, czy będzie to możliwe, biorąc pod uwagę, że
będziesz z nami pracować przez jakiś czas.
– To jeszcze zobaczymy.
Zayn był bardziej zły ode mnie. Jeszcze nie wiedziałam,
jakie stanowisko przyjmę w tej sytuacji. Sergio już dla mnie nie istniał, co
innego reszta drużyny. Naprawdę się za nimi stęskniłam i chciałabym się z nimi
spotykać, przyjaźnić. Chciałabym być częścią ich życia.
– Zayn, naprawdę nie musisz być taki uszczypliwy. Karim nic
złego mi nie zrobił.
– Ale jego kumpel wręcz przeciwnie....
– Dobrze wiesz – ciągnęłam – że Sergia nie ma już w moim
życiu. Naprawdę nie musisz traktować mnie jak dziecko, uwierz. Karim, co do
ciebie, to naprawdę miło mi cię widzieć. Jeśli chcesz, to mogę dać ci mój numer
i rozdasz go chłopakom, będziemy w kontakcie, może wyskoczymy na jakiś lunch
czy coś, co ty na to? – Gdy kiwnął głową na znak zgody, kontynuowałam. – My
teraz musimy jechać, jesteśmy padnięci i nierozlokowani w nowym mieszkaniu. Trzymaj, to mój numer. Do miłego zobaczenia, Karimie.
I podając mu karteczkę z moim numerem, wsiadłam do
samochodu. Zayn zrobił to po chwili. Pomachałam Karimowi i ruszyliśmy przed
siebie. Poranek był bardzo... Ciekawy.
Przy wyjeździe z parkingu mignęły mi jasne oczy Sergio,
który spojrzał na nasz samochód znad zapalonego papierosa. Uśmiechnęłam się do
niego.
Byłam z siebie dumna, przeogromnie dumna. Przeżyłam nasze
pierwsze spotkanie bardzo dzielnie. Bez łez i histerii. I oby było tak zawsze.
Czytam rozdział, a tu w radiu Piasek "Chodź, przytul, przebacz", ja nie wiem jak to jest, ale takie zbiegi okoliczności są zaskakujące zwłaszcza, jak piosenka dopasowuje się do tekstu. Pierwszy rozdział również trzyma poziom, jak prolog. Lana i Zayn to świetna para przyjaciół, choć jestem nieco zaskoczona, że to się jeszcze w miłość nie przerodziło, bo naprawdę Zayn zdaje się przybierać pozę nie tylko przyjaciela, ale i chłopaka – tak to odbieram. Los to wredna małpa (chciałam napisać coś gorszego...) i musiał rzucić akurat Sergio, ale z drugiej strony trzeba mierzyć się ze swoimi koszmarami. Lana ładnie sobie poradziła. Naprawdę. Jest silna, mimo wszystko to widać, że ma szansę sobie poradzić. A co do Karima – no, cieszę się! Cholernie się cieszę, że o nim czytam, bo go... bardzo lubię :D A sama o nim jeszcze nigdy nie pisałam. Ja sobie go rezerwuję "do kochania" w tym opowiadaniu :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
super zapraszam http://i-am-lost-give-me-your-warm.blogspot.com
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i czekam bo naprawde fajnie się zapowiada